wtorek, 2 września 2014

Foto-pamiętnik

Tak się złożyło, że w ostatnich tygodniach nie pojawiałam się tu zbyt często i postanowiłam nadrobić stracony czas zdjęciami. Oto kilka najważniejszych wydarzeń z okresu, kiedy nie składałam tu regularnych sprawozdań. Miłego oglądania! (Uwaga! Bardzo dużo zdjęć)
 
Na przełomie lipca i sierpnia odwiedziła nas Buba. Niemal cały wspólnie spędzony czas upłynął nam na zabawach.
 
 
 
Wszystkie napotkane huśtawki i zjeżdżalnie musiały zostać wypróbowane. I to nie tylko przez Anikę: 
 
 
 
     
 
      
 
 
 
W wegańskim supermarkecie Maran kupiłam Anice przekąskę, która okazała się zawierać czekoladę i tak oto Anika po raz pierwszy jadła ten specjał:
 
 
Przeżyliśmy też wiele innych rzeczy po raz pierwszy. Rysowanie kredą na płycie chodnikowej (na balkonie): 
 
 
 
Na Praterze zbierałyśmy pierwsze, maleńkie kasztany: 
 
 
 
Anika odkryła również rozkosze kierowania własnym pojazdem:
 
 
W sierpniu piekłam pierwszy raz z Aniką ciasteczka. Pierwsze ciasteczko wyciskane wspólnie, ozdabiane przez Anikę. Oczywiście wszystkie składniki należało najpierw skosztować:
 
 
 
W pierwszy weekend sierpnia spotkaliśmy się na przemiłą zabawę na terenie Campus / Altes AHK w 9. dzielnicy z bratem Joachima, Markusem i jego rodziną:
 
 
 
W trzeci weekend sierpnia ponownie odwiedziła nas Buba, ale tym razem w towarzystwie Dziadziusia. Wszyscy bawili się rewelacyjnie:
 
 
 
 
 
Całą rodziną wybraliśmy się do winnic Pillichsdorf - niezapomniane, rodzinne, roześmiane popołudnie:
 
 
 
W ciepłe dni Anika bardzo chętnie pomagała w pracach ogrodowych na balkonie - im więcej wody, tym lepiej:
 
 
 
W czwarty weekend sierpnia odwiedziliśmy winnice w Prellenkirchen. Pięknie, choć wietrznie. Anika siedziała na Vespie, ale niestety się zgapiłam i nie zrobiłam zdjęcia.
 
 
 
Ostatni weekend sierpnia był równie miły - w niedzielę spotkaliśmy się z dobrym znajomym w 16. dzielnicy w browarze Ottakringer na festiwalu piwa. Anika bawiła się przednio, a my z przyjemnością degustowaliśmy bursztynowy, i nie tylko, trunek:

 
 
W sierpniu nie brakowało deszczu, ale nawet w taką pogodę Anika nie zwalnia tempa i nigdy się nie nudzi. Nowe kalosze i ciepła spódniczka (jeszcze raz dziękujemy ciotce-szarotce) tylko ułatwiają spacery w pluchę:
 
 
 
Nawet po największym deszczu i najgłośniejszej burzy, gdzieś, choć na chwilę, pojawia się tęcza!
 
 
W sierpniu przyszła też do nas paczka, której zawartość ujawnię już niedługo:
 
 
Do następnego,
pa,
a. 

poniedziałek, 1 września 2014

Dyscyplina, nosidło i zdrowy rozsądek

czyli Jak godzę pracę zawodową z opieką nad dzieckiem

Idealna chwila na ten wpis, ponieważ zaczynam pracę nad dużym i dobrze płatnym projektem dla jednego z moich stałych zleceniodawców.

Na samym początku chciałam podkreślić, że piszę o moich doświadczeniach, zebranych w moim konkretnym przypadku. Mój zawód umożliwia mi - a nawet promuje - pracę w domu. A do tego moja córeczka, choć niezmiernie aktywna, jest bardzo grzeczna. Moje rady / przykłady prawdopodobnie nie pomogą mamom pracującym poza domem, mamom, których dzieci są chronicznie chore czy matkom samotnym. Tyle tytułem wstępu. A teraz do rzeczy.

 

Udana praca w domu wymaga ustalenia pewnych ram i zasad. Oto moje:

1.

Naczelną zasadą od początku jest: Anika jest najważniejsza. Jeśli moja córeczka mnie potrzebuje albo czegoś ode mnie chce, przerywam w połowie słowa, wstaję od najpłynniej idącego tłumaczenia, nie kończę projektu, choćby brakowało mi jednego słówka.

2.

Priorytety. Co mam do zrobienia, kiedy Anika śpi / bawi się sama / jest z tatą? Mała sypia w ciągu dnia dwa razy, między 45 a 90 minut. Za duże / ważne projekty biorę się od rana i "przerabiam" tak dużo, jak się da.
Kiedy Anika jest obok mnie robię wszystko, co da się "jednym okiem / jedną ręką": czytam oryginał i zaznaczam potencjalnie trudne słowa / frazy, sprawdzam te słowa / frazy lub zastanawiam się nad możliwymi tłumaczeniami, robię wstępną korektę, robię ostateczną korektę napisów filmowych (polega na oglądaniu filmów z napisami).

 
Niechodząca jeszcze Anika się bawiła, a mama pracowała

Kiedy Anika była mniejsza albo kiedy nie chciała spać sama, do dzieła zabierało się nosidło. To bardzo praktyczne rozwiązanie, które będę do znudzenia polecać każdej - nie tylko "nowej" - mamie. Anika rewelacyjnie się w nosidle uspokaja, bez problemu mogłam ją karmić piersią - przy komputerze, przy obiedzie, na spacerze, na zakupach. Do tej pory jest u nas w codziennym użytku.

 

3.

Realizm. Staram się, żeby wszyscy, a szczególnie ważni i powracający, zleceniodawcy wiedzieli od samego początku, że mam stosunkowo małe dziecko, które pozostaje pod moją stałą opieką. Nie boję się prosić o przedłużenie terminu, jeśli mam ku temu ważne (anikowe) powody albo od razu informuję, że zaproponowany termin jest zbyt krótki. Firmy reagują różnie, ale gdy zaczyna mnie to martwić - patrz punkt 1.
Nigdy nie przyjmuję zleceń na ten sam dzień. Wymagam minimalnie 24 godzin, ponieważ wiem, że w najgorszym przypadku mogę pracować w nocy.
Oczywiście nie da się przewidzieć wszystkiego. W nagłych przypadkach od razu informuję pracodawcę i nawet nie czekam na reakcję. Anika JEST najważniejsza. Nic innego się nie liczy. Wypracowaliśmy z mężem zasadę: jeśli jakaś firma ma problem z tym, że potrzebujemy czasu dla dziecka, to nie warto z nią współpracować.
Poza terminem, pamiętam, żeby realistycznie ustalać dzienny "przerób". Kiedyś potrafiłam siedzieć 12 godzin i przetłumaczyć 10 do 12 tysięcy słów. Na dzień dzisiejszy, nawet jeśli mogłabym przełożyć więcej, standardowa dzienna ilość słów do 2 do 3 tysięcy.
 
dygresja. Wyjątkowe wyjątki. Jeśli projekt jest dla mnie bardzo ważny, to poświęcam mu późne godziny nocne. Nie zarywam nocy, jak niegdyś, ale gdy mąż i córka smacznie śpią, siedzę przy komputerze i tłumaczę. Kończę pracę, gdy zauważam, że popełniam za dużo błędów. koniec dygresji.

4.

Zdrowie. Nie jest ono oczywiście tak daleko na liście moich priorytetów w ogóle, ale tu postrzegane przez pryzmat pracy nie jest najważniejsze. Bez względu na wagę i wielkość projektu, codziennie spędzam z Aniką co najmniej 2 godziny na dworze. Bez wyjątku.

 
 
 
Trochę pracy, ale bardzo dużo satysfakcji i pewność, że Anika je zdrowo
 
Codziennie robię jej, i zazwyczaj sobie, zdrowe jedzenie. W zasadzie, poza wyjątkowymi sytuacjami, nie karmię jej jedzeniem ze słoiczków. Ale to temat na inny wpis.

Trzymając się tych zasad udaje mi się pogodzić opiekę nad dzieckiem i pracę, a nawet znajduję czas na pisanie bloga. Nawet w takie dni, kiedy Anika niechętnie śpi w łóżku lub często się budzi. Spójrzcie sami - oto, jak wyglądam pisząc te słowa:

 
Do następnego,
pa,
a.


czwartek, 7 sierpnia 2014

"Oprócz błękitnego nieba..."

czyli ...błękitnej chusteczki i spodenek mi potrzeba

Pobyty mojej Mamy są zawsze za krótkie, ale przez to bardzo pracowite. Ostatni zaowocował kilkoma ubrankami dla naszego Maleństwa. Anika ma blond włosy i niebieskie oczy i bardzo ładnie jej w kolorze niebieskim, który kultura głównego nurtu zarezerwowała dla chłopców. Na przekór i z prześlicznym efektem, uszyłam jej błękitną chusteczkę w gwiazdy i, razem z Bubą, urocze niebieskie porteczki.

Oparłam się o wykrój poniższych spodenek projektu Kathy Davis.


Za namową Mamy wydłużyłam nogawki i stan oraz dołożyłam kieszonkę ściągniętą gumeczką. Tylko popatrzcie na efekty:
 
 
 
 
Urocze, prawda? Sądząc po minie Aniki modelką raczej nie będzie, ale mnie to wcale nie przeszkadza.

Do następnego,
pa,
a.

[ ...pięknie... ]

bo Kiteczki, wąsy z mlecznej piany i prawdziwa rozkosz dziecka


Do następnego,
pa,
a.