Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zioła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zioła. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 listopada 2014

Katar naturalnie bez szans

Z poradnika młodego zielarza, odc. 1

czyli Naturalne sposoby walki z przeziębieniem u małego dziecka

Anika znowu ma katar. Bo i pora roku sprzyjająca, i dzieci na kursie muzycznym nie zawsze zdrowe pojawiają się na zajęciach. Jak wiadomo katar nieleczony trwa siedem dni, a leczony tydzień, jednak nie poddajemy się i szukamy naturalnych sposobów walki z nim. Oczywiście najważniejsza jest prewencja: spożywanie warzyw i owoców, dużo snu i dużo wody. Niemniej katar nawet odpornych czasem dopada i warto wiedzieć, jak paskuda pokonać nie sięgając po farmaceutyki. Oto nasi absolutni ulubieńcy:

1. inhalacje z soli morskiej i soli fizjologicznej
 
  
 
Ja i Joachim nachylamy się nad parującym garem wody, w której rozpuściliśmy możliwie dużo soli morskiej. Z Aniką próby tego typu inhalacji spełzły na panewce, więc w lutym - kiedy miała pierwszy katar - postanowiliśmy kupić super-mega-czaderski inhalator PARI Junior BOY SX. Nie znam się i nie chcę reklamować - mamy ten, ponieważ w pobliskim sklepie ze sprzętem medycznym nie było innego, a my nie mieliśmy czasu ani ochoty wozić się po mieście z zakatarzonym maluchem. Działa rewelacyjnie. Wystarczy nalać soli fizjologicznej, włączyć i przez maseczkę można już wdychać bardzo przyjemną mgiełkę. Anika zaczęła sama przykładać sobie maseczkę do buzi, ale najchętniej przykładamy jej maseczkę kiedy śpi - nie ucieknie i oddychając głęboko we śnie najpełniej korzysta z zalet solnej mgiełki.

2. maść majerankowa

Maść majerankowa 10 g (aflofarm)
+

Jak to w życiu często bywa, maść trafiła do nas przez śmieszny zbieg okoliczności - w lutym Mama vel Buba była u fryzjerki, której wspomniała o katarze naszego Maleństwa. Pani fryzjerka poradziła korzystanie z maści majerankowej - sama używała jej, żeby ulżyć swojej własnej, wtedy 6-miesięcznej, córeczce. 
Maść majerankowa jest specyfikiem naturalnym i bazuje na rozgrzewających właściwościach majeranku i olejku eterycznym tegoż zioła, który ułatwia oddychanie. Strzał w dziesiątkę. Nosek nie jest otarty przez ciągłe wycieranie i dodatkowo udrożniony.

3. spray z soli morskiej

+
 
Poza inhalacjami z soli fizjologicznej, stosujemy również sól morską w sprayu do nosa, wersję delikatną, która może być stosowana u dzieci. Anika chętnie bawi się buteleczką, więc co jakiś czas, oboje się zaśmiewając, żeby dodać jej odwagi, przekonujemy ją do psiknięcia sprayem w nos. Sól morska pomaga w nawilżeniu śluzówki, zmniejsza ewentualne obrzęki i pomaga w mechanicznym oczyszczeniu nosa z kataru.

4. mechaniczne oczyszczanie nosa

+

U dziecka tak małego jak Anika samodzielne dmuchanie nosa nie wchodzi w grę, więc musimy korzystać z pompki, którą dostaliśmy od ciotki-szarotki w zestawie do pielęgnacji z Mothercare. Jest to może mało przyjemny, ale za to bardzo skuteczny sposób na usuwanie kataru. W naszej rodzinie pompkę - włączając jej regularne mycie i niemal codzienne wyparzanie - obsługuje pan mąż. 

5. świeże powietrze


+

Logiczne, a jednak wiele osób zapomina o wietrzeniu mieszkania / domu w czasie przeziębienia oraz o wychodzeniu, choćby na krótko, na zewnątrz. Wietrzenie pomaga pozbyć się mikrobów fruwających w mieszkaniu, a świeże powietrze redukuje spuchniętą śluzówkę nosa/ gardła. Poza tym, oboje z Joachimem wierzymy, że dobry nastrój ułatwia zwalczenie choroby, a mało co tak poprawia dziecku humor, czy też podtrzymuje dobry nastrój, jak spacer.

Naczytałam się w sieci również o olejku z oregano i o kroplach do uszu z dziewanny i czosnku - jeśli i kiedy spróbuję, na pewno podzielę się wrażeniami.

Życzymy Wam i Waszym pociechom dużo zdrowia, szczególnie jesienią.

Do następnego,
pa,
a.

 

niedziela, 7 września 2014

Ogródka chce mi się VI - jesień

W naszym balkonowym ogródku ciągle coś się dzieje, niestety często jest to zasługa mszyc, które bezlitośnie opanowują kolejne zioła i nie chcą się dać wytępić. Pasikoniki zjadły - dosłownie - jedną z borówek. Na szczęście nie zabrały się jednocześnie za obie, zatem po zaobserwowaniu kto zawinił zniszczeniom pierwszego krzaczka, regularnie wyłapywałam małych darmozjadów z drugiej borówki, aż odechciało im się potajemnego podjadania listków mojego drzewka. Ach tak, postanowiłam wyprowadzić borówkę na drzewko. Na razie wygląda na to, że przetrwała wszystkie ataki, więc przed nami jeszcze przeprowadzka do nowego - solowego - lokum, cięcie i zimowanie. Uff, potem będzie już z górki.
 
 
W dziale ziół zostało nam kilka najodporniejszych roślinek: pietruszka, bazylia, lubczyk (doskonały do zupy-kremu z dyni)...
 
 
piemoncki tymianek cytrynowy...
 
 
oraz dwie hodowle małych pietruszek i koperków.
 
 
Poza tym odporne okazały się szałwia i szczypiorek. Anika uwielbia szczypiorek, a wywar z szałwii to naturalny środek dezynfekujący do płukania jamy ustnej i gardła. Mój mąż chętnie pije herbatkę z szałwii. Cóż, de gustibus non est disputandum.
 
 
Pomidory wyjedliśmy do ostatniego i pozbyliśmy się roślin, które opanowała jakaś nieprzyjemna choroba. Postanowiliśmy też definitywnie, że były to nasze ostatnie pomidory w donicach - uprawa jest łatwa, ale przy naszym zapotrzebowaniu na te warzywa musielibyśmy hodować tylko pomidory.
 
Bardzo zadowolona jestem za to z eksperymentalnej uprawy ciecierzycy i grochu cukrowego. Wysiew zaczęłam wprawdzie dużo za późno, żebym mogła liczyć na imponujące plony, ale wiem na pewno dwie rzeczy: obie rośliny  można łatwo uprawiać na balkonie i są pyszne (i zdrowe) prosto z krzaczka.
 
 
 
Na przyszły sezon muszę rozpisać kalendarz wysiewów, żeby w pełni wykorzystać naturalne okresy wzrostu roślin.
 
Nasza choinka usłyszała chyba, że planujemy spędzić święta w domu i wspaniale urosła.
 
 
Z mamą planujemy eksperymentalne zimowanie tulipanów w donicy - zobaczymy, czy coś z tego urośnie. Cebule już zakupione:
 
Żółty Mr. Van der Hoef +
 
 Czerwony Double Roodkapje + 
 
Czerwony Liliput +
 
A u was już jesień? Letnie plony zebrane z donic, doniczek i skrzynek?
 
---
 
Pomyślałam, że w duchu "nowego" motywu przewodniego bloga dopiszę parę słów o balkonowym ogródku z punktu widzenia pracującej w domu mamy małego dziecka.
 
 
Uprawianie roślin na balkonie to jedno z moich hobby, więc chętnie poświęcam mu wolny czas i nie mam poczucia, że to kolejny obowiązek, który zabiera mi cenne chwile. Same zalety:
 
- koperek i pietruszkę wysiewałam wspólnie z Aniką - wspólne zajęcie na świeżym powietrzu, a do tego mam nowe roślinki
- sporo roślin kupiliśmy w postaci sadzonek - nie musimy długo czekać na efekty uprawy. Poza tym rodzinna wyprawa do centrum ogrodniczego to - przynajmniej dla nas - zawsze przemiła wycieczka
- zdecydowana większość dzieci uwielbia grzebanie w ziemi, przesypywanie gleby i podlewanie - mój Maluch nie należy do wyjątków dzięki czemu, mogę sobie przycupnąć na balkonie z laptopem, a Anika jest na świeżym powietrzu i bawi się w najlepsze
 
Zdjęcia wykonane telefonem przez Bubę
 
- wyhodowane zioła i szczypiorek nadają się idealnie do przyprawiania domowych obiadków, poza tym, jak już kiedyś chyba wspominałam Anika lubi podjadać sobie takie aromatyczne roślinki prosto z krzaczka
- pomidory, ciecierzycę i groch cukrowy zajadamy na surowo.
 
Balkonowy ogródek nie pochłania dużo czasu ani energii, w uprawę i zbieranie plonów można angażować całą rodzinę, a do tego stanowi świetne miejsce zabawy dla dziecka i pracy dla mamy.
--- 
 
Do następnego,
pa,
a.
 
 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Szybkie i zdrowe obiadki młodej matki .... 2. Spaghetti ze szpinakiem, mozzarellą i pomidorami

z serii Przygody kulinarne, odc. 7

Wprawdzie szybkie i zdrowe obiadki jem niemal codziennie, to nie zawsze mam pod ręką aparat - zazwyczaj mam pod ręką mojego słodkiego bobaska. Dzisiejszy obiadek sprawdzony i klasyczny, a zrobienie go zajmuje niecałe 20 minut, z których 7-11 minut zajmuje gotowanie makaronu!

1. Pudla
2. Pełnoziarniste spaghetti orkiszowe ze szpinakiem, mozzarellą i pomidorami

Co nam będzie potrzebne:
porcja spaghetti - ok. 120-200 g
200 g szpinaku
garść małych pomidorów albo kilka średnich albo jeden duży
ząbek czosnku
50 g mozzarelli
(łyżka stołowa creme fraiche)
2 łyżki posiekanych ziół (oregano, tymianek, pietruszka etc.)
sól
oliwa z oliwek
 
 
Ja obecnie używam pełnoziarnistego spaghetti orkiszowego, choć oczywiście można wykorzystać dowolny makaron - pełnoziarnisty dostarczy nam więcej błonnika, żelaza, kwasu foliowego i niacyny i na dłużej zaspokoi głód, ale nie każdy jest zwolennikiem dość specyficznego smaku i tekstury makaronu pełnoziarnistego.

Jak robimy ten super szybki i pyszny obiad: gotujemy makaron (garnek + woda + sól > woda się gotuje + makaron - sprawdzamy czas na opakowaniu), w tym czasie siekamy szpinak i wrzucamy na patelnię podlewamy odrobiną wody i po ok. 2 minutach, kiedy "zwiędnie". Ja użyłam dziś mrożonego szpinaku - wrzuciłam na patelnię, nie dolewałam wody, zakryłam pokrywką - całkowite rozmrożenie zajęło ok. 6 minut. Kiedy szpinak się rozmraża / dusi, kroimy pomidory, a kiedy szpinak jest gotowy dodajemy do niego pomidory i wciskamy czosnek. Makaron powinien być już gotowy - odcedzamy i dorzucamy na patelnię, dodajemy pokrojoną mozzarellę, ewentualnie creme fraiche albo oliwę z oliwek i zioła i mieszamy. Można dosolić do smaku. Minutkę wszystko razem dusimy i gotowe!
 
 
Obiad widoczny na zdjęciach zaczęłam robić dziś o 12:10, a o 12:26 miałam na patelni gotowy obiad.
 
Smacznego i do następnego,
pa,
a.
 

niedziela, 15 czerwca 2014

Ogródka chce mi się... IV

czyli Ciepło, cieplej, pomidory!
 
Nareszcie! Długo się naczekaliśmy aż nadeszły upały, których ja osobiście szczerze nie cierpię, ale wreszcie pomidory zaczynają dojrzewać. No dobra, ta liczba mnoga może trochę na wyrost - pierwszy pomidor się rumieni. Patrząc na prognozy i przeczącą im pogodę, mogę się spodziewać, że pomidorek nie pozostanie samotny zbyt długo. Krzewy uginają się pod kiściami zielonych kuleczek, które tylko czekają na słońce. A jak już dojrzeją, to czeka na nie Anika - okazało się, że kocha pomidory.
 
 
Zioła kwitną. Nie wiem, czy popełniłam błąd, zrywając liście bardzo młodego kopru, ale w efekcie mam koperek karłowaty, który też już zaczyna kwitnąć. Tak samo tymianek, bazylia i kolendra.
 
 
Fasola rośnie, a rzodkiewki po fali zimna zaczynają się zaokrąglać.
 
 
 
Borówki straciły prawie wszystkie owocki. Najpierw się martwiłam, ale poczytałam co nieco o uprawie tych roślin i okazało się, że w celu zapewnienia dobrego owocowania należy ukręcać wszystkie kwiatostany przez pierwsze lata wzrostu krzewów. Za nas zrobiła to natura, więc mam nadzieję, że w przyszłym roku borówki rozpędzą się na dobre.
 
 
Tyle aktualizacji. A co u Was rośnie?
 
Do następnego,
pa,
a.

sobota, 24 maja 2014

Ogródka chce mi się... III

czyli Gdzie to ocieplenie klimatu?

Postanowiłam ominąć tydzień i poniższe zdjęcia pokazują stan balkonowych upraw po dwóch tygodniach od ostatniego sprawozdania. Pogoda była iście listopadowa i choć dla rolników obfite opady to błogosławieństwo, to dla upraw balkonowych optymalna jest słoneczna i ciepła pogoda. Od poniedziałku mamy słońce, które mam nadzieję trochę popędzi moje roślinki!
 
 Zioła zużywam w takim tempie, że nie mają żadnych szans, żeby się rozrosnąć, ale za to pomidory wreszcie zrzuciły pierwsze kwiatki i pokazały małe zielone owocki.

 
 
 
Pierwsza partia rzodkiewek została pochłonięta, drugą niestety zdziesiątkował wiatr - hodowałam roślinki w miniaturowej cieplarni, ale wiatr strącił konstrukcję na podłogę i przeżyły tylko cztery roślinki. Ale nic to! Pierwsze rzodkiewki były smakowite:


Borówki rosną powoli, ale rosną!
 
Poza tym wczoraj musieliśmy pozbyć się mięty marokańskiej, ponieważ zaatakowały ją mszyce i przędziorek. Dwie inne mięty są atakowane przez mszyce, ale nie poddamy się bez walki.
 
Wysiałam groch cukrowy i czekam, żeby się wybił oraz hoduję ciecierzycę. Mama przywiozła mi ciecierzycę na kiełki: ich wygląd nie zachęca do konsumpcji, ale raczej do dalszej hodowli, zatem chyba będę miała ciecierzycę. Będzie jak znalazł, bo ostatnio zajadamy się humusem. Podzielę się przepisem - nie jestem taka.
 
Do następnego,
pa,
a.

piątek, 9 maja 2014

Ogródka chce mi się... II

czyli Na balkonie coraz tłoczniej
 
Nie ma wprawdzie (jeszcze) nic nowego, ale za to istniejąca hodowla rośnie w siłę. Nie będę dużo opowiadać, zobaczcie sami - stan z 7. maja:
 
 
Na borówce 'Northland' zawiązały się pierwsze owoce. Mam nadzieję, że ich wiatr nie postrąca. Trzymajcie się mocno małe boróweczki!
 
 
'Bluecrop' kwitnie i się pięknie rozrasta na boki.
 
 
Pomidory kwitną i rosną jak na drożdżach. Na obu pojawiły się już drugie kiście pączków.
 
 
 
Koperkowi musiałam trochę odpuścić w tym tygodniu i pozwolić, żeby trochę podrósł, bo w minionym tygodniu wszystko przyprawiałam koperkiem. Ale! Jak można do mizerii nie dodać koperku? No jak? Albo do młodej kapusty? Nie da się! Koperku, rośnij szybko!
 
 
To nasz piękny tymianek - zaczął kwitnąć. Kwiatki są maleńkie, ale przeurocze.
 
A na koniec moja duma: rzodkiewka. Pierwsze plony już chyba niebawem. Jeszcze kilka słonecznych dni i chrup, chrup, chrup.
 
 
 
 
To nie największa rzodkiewka, ale najlepiej widoczna.
 
A jak wasze hodowle? No, nie bądźcie tacy, pochwalcie się!
 
Niebawem wracam do bardziej intensywnej pracy zawodowej, ale chyba zmieści się jeszcze jedna mała bluzeczka dla Anika - oczywiście spod mojej igły, że tak powiem.
 
Do następnego,
pa,
a.
 

wtorek, 6 maja 2014

Ogródka chce mi się... I

czyli Tymczasem na balkonie...
 
Jak co roku nasz balkon, mimo że obiecaliśmy sobie, że tym razem będziemy mieć mniej roślin, znowu się zieleni. Mamy białą pelargonię, białą hortensję i drzewko bożonarodzeniowe, ale obojgu nam marzy się ogródek pełen roślin użytkowych, dlatego właśnie mamy dużo ziół oraz rzodkiewki, pomidory i borówki. Pomyślałam, że prześledzę razem z Wami rozwój naszych młodych roślinek.
 
Ziół mamy tyle, że już się pogubić można. Wszystko zaczęło się od doniczkowej pietruszki, którą dostałam w koszu z warzywami organicznymi. Potem zamówiłam kolendrę. Niebawem dokupiłam tymianek i oregano Ja!Naturlich. W międzyczasie postanowiłam wyhodować własny szczypiorek z cebuli i czosnku. Długo nic się nie działo, po czym z dnia na dzień, wszystkie cztery cebule ruszyły:
 
 
Gdzieś po drodze kupiliśmy bazylię - ta w tym roku najmarniejsza, małżon twierdzi, że nie ma do niej serca, bo jest jednoroczna. Na początku kwietnia byliśmy na targach roślin w ogrodzie botanicznym i wróciliśmy do domu z tymiankiem cytrynowym, miętą o zapachu bazylii i bardzo rzadkim tymiankiem piedmońskim. Na urodziny kupiłam Joachimowi melisę, a od starszego brata dostał przepiękną miętę marokańską. W zeszłym tygodniu byliśmy na targu młodych roślin w gospodarstwie organicznym Adamah i zakupiliśmy hybrydową miętę czerwoną/brązową, miętę pomarańczową i truskawkową oraz lubczyk. W czasie ostatniej wizyty w Bellaflorze dokupiłam jeszcze ośmiopak koperku, bo mi z nasion nie chce wyrosnąć. Uff. To chyba wszystkie. Niektóre urzędują we własnych donicach, te mniejsze na początek lądują w grupowej:
 
 
od lewej: ... oregano ... kolendra ... lubczyk ... bazylia ...
 
Po razu drugi zdecydowaliśmy się zasadzić pomidory. Tym razem wybór padł na pomidorki koktajlowe, w sam raz na przekąskę dla dzieci. Mamy dwa krzaczki, na których już pojawiły się kwiatki:
 

W tym roku pierwszy raz próbujemy wyhodować borówki. Kupiliśmy zakwaszoną ziemię i dwa chude krzaczki. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
 
'Northland'

 
 'Bluecrop'


Ostatnia roślinka to rzodkiewka: Anika uwielbia rzodkiewki, więc postanowiłam wysiać kilkanaście. Na razie rosną bardzo żwawo. Chyba zacznę hodować kolejną "porcję", żeby po konsumpcji pierwszej partii nie trzeba było tak długo czekać na kolejny pęczek.
 
 

Tak prezentowały się nasze hodowle 1 maja. Zobaczymy, co się zmieni do 8.
 
Do następnego,
pa,
a.