wtorek, 16 grudnia 2014

Ryby na niby - część III

z serii Przygody kulinarne, odc. 11

czyli Jak zweganizować ryby (na trzy sposoby) - sposób trzeci i ostatni

Oj się naszukałam. W efekcie postanowiłam pokazać Wam nie tuńczyka, ale "zwykłą" rybę panierowaną w wersji wegańskiej. Pisałam niedawno o moich wigilijno-świątecznych planach (nie tylko) kulinarnych i jakoś tak błądząc po różnych wegańskich blogach mój wzrok przyciągnął widniejący na bocznym pasku napis: seler po grecku na Jadłonomii. Strzał w dziesiątkę.
 
Co powiecie na taką "rybę":
 
+
 
Mnie zatkało do tego stopnia, że przepis znalazłam bodajże w piątek, a wczoraj pojechałam z Aniką po nori i selera. I dziś zrobiłam selerybę, oto i ona (dobrze, że Mama w porę zapytała, czy zrobiłam zdjęcia, bo bym musiała Wam pusty talerz pokazać):

 
Jako zapalona ekpertymentatorka jestem nieobiektywna, więc zobaczcie, jak wyglądał dziś lunch Aniki:  

 
 
 
Werdykt: smakuje rybnie, ale i selerowo (może również dlatego, że nie dodałam do gotującego się selera żadnych przypraw, tylko nori). Samo nori przysmażone na patelni do złudzenia przypomina rybią skórę. Na pewno powtórzę, choć z uwagi na stosunkowo wysoką cenę nori nie będę dania tego przyrządzać co tydzień. Nie wiem jeszcze, czy na Wigilii się pojawi, bo "rybia" skóra na selerze raczej nie przypadnie do gustu mojemu mężowi.

Zalety: smakuje rybnie i dostarcza sporej dawki jodu; fajne "zastępstwo" ryby

Wady: cena nori i stosunkowo duży nakład pracy; nori (możliwe, że zrobiłam coś źle) na patelni się kurczy i "odskakuje" od  selera.
 
Za nami wegańskie rybie smaczki. Przed nami przygotowania do świąt. Jakoś się ostatnio na nowo zakochałam w robieniu zdjęć, więc przypuszczam, że znowu będzie mnie tu więcej.

Do następnego,
pa,
a.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz