środa, 4 czerwca 2014

"Ateiści też mają swoje piosenki"*

z serii Ścieżka dźwiękowa mojego życia
odc. 1
 
Najlepszą muzykę odkrywam - a może wręcz odkrywa się - przypadkowo. Przedwczoraj weszłam na onet.pl, gdzie co jakiś czas sprawdzam wiadomości z Polski. Spojrzałam na dział Film, tv, muzyka, książka, choć przyznam, że poziom kulturalny portalu pozostawia bardzo wiele do życzenia. Tak czy siak, było tam zdjęcie pięknej kobiety opatrzone cytatem z Różewicza. W pierwszej chwili wzięłam ową kobietę za Lady Gagę bez makijażu. Okazała się to jednak Lykke Li. Spodobało mi się jej "No Rest For the Wicked", ale inne utwory nie przypadły mi do gustu. W komentarzach do recenzji na Onecie ktoś wspomniał dwie artystki: Zolę Jesus i Rykardę Parasol. Zola jest w porządku, ale Rykarda... Rykarda jest rewelacyjna.
 
+ 
 
Panna Parasol trafiła w moją dziesiątkę. Ma wspaniały głos, dokładnie taki, jak trzeba. Jak Marianne Faithfull, jak papieros nad ranem, nieco szorstki i matowy, ale w najlepszych tych słów znaczeniu.
Sama muzyka płynie w umiarkowanym tempie, jest liryczna, ale bynajmniej nie słodka. Najlepiej określa ją chyba słowo: alternatywna. To wyświechtany przymiotnik, zgoda, ale mi do niej idealnie pasuje. Kojarzy mi się z nowszymi dziełami mojej ukochanej PJ Harvey i miejscami z Tomem Waitsem. Piękna muzyka, niepokorna, upojona jak impreza nad ranem. Nikt już nie tańczy, część gości śpi, a my siedzimy na parapecie okna z dogasającym papierosem, dyskutując na tematy, na które zawsze jesteśmy zbyt trzeźwi. Piękna. Jak list miłosny napisany po pijaku.
  
Nawet okładki jej płyt mi się podobają. Ta już wylądowała w moim koszyku:
 
+
 
Oj braknie mi niebawem miejsca na płyty, braknie. Ale nic to, piękna nigdy za wiele!
 
Do następnego,
pa,
a.

*"Atheists have songs too" z albumu "Against the Sun"
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz